Wpisy otagowane „miód”
Jestem pogodnym człowiekiem i uśmiecham się pod byle pretekstem. Jest jednak kilka rzeczy, które potrafią mnie zniszczyć psychiczne i doprowadzić do płaczu. Jedną z nich jest zima! Kiedy muszę się opatulać się w 10 warstw odzieży, balansować na oblodzonych chodnikach, ocierając jednocześnie łzy napływające od wiatru, to po prostu szlak mnie trafia. Na dodatek słońca jak na lekarstwo, a świat jest szaro-bury i błotnisty. Zima w mieście jest nieuzasadniona, a jeśli już, to tylko od połowy do końca grudnia. No i jest jeszcze jeden powód dla którego ciężko mi przetrwać zimę - brak sezonu na cokolwiek. W lutym zaczynam bardzo tęsknić za chwilą kiedy ryneczki zaczną przypominać mozaikę kolorowych, pachnących i wypieszczonych słońcem płodów ziemi. Jedyne co teraz może nas uratować to kasze, ziarna roślin strączkowych oraz bulwy i korzenie, które co prawda słońca nigdy nie widziały, ale o tej porze roku są jedyną i najlepszą alternatywą dla mrożonek i cytrusów. Na pierwszym miejscu są u mnie buraki i ale tradycyjna włoszczyzna często wjeżdża na stół. Dziś pokaże Wam danie, które może zaskoczyć, bo to wprost niedorzeczne, żeby tak pospolite warzywa miały tak wyszukany smak. Wszystko dzięki innej obróbce, niż ta do której jesteśmy przyzwyczajeni i połączeniu miodu z cytryną i ziołami. Zapraszam!
składniki:
500g-700g warzyw korzeniowych (marchew, pietruszka, pasternak, topinambur, seler do wyboru)
1-2 cebule
3 łyżki miodu
3 łyżki oliwy lub oleju rzepakowego
łyżka suszonego tymianku
sok z połowy cytryny
płaska łyzeczka soli
pół łyżeczki ziołowego pieprzu
wykonanie:
1. Warzywa dokładnie myjemy i kroimy wzdłuż na ćwiartki (lub ósemki jeśli są bardzo grube)
2. Cebule obieramy i również kroimy.
3. Miód mieszamy z oliwą i polewamy nim warzywa dokładnie mieszając, tak aby warzywka pokryły się jego warstwą. Cebulę smarujemy oliwą. Układamy warzywa w naczyniu, którym będziemy piec, a całość posypujemy solą, pieprzem i tymiankiem.
4. Przykrywamy folią aluminiową i pieczemy około 30 minut w piekarniku rozgrzanym do 190 stopni. Następnie zdejmujemy folię i pieczemy kolejne 30 minut, aż warzywa zmiękną i lekko się zrumienią.
5. Przed podaniem należy je obficie skropić sokiem z cytryny, aby przełamać słodkość miodu i podbić inne smaki.
Warzywka można jeść samodzielnie lub jako dodatek do obiadu, na przykład do takich kotlecików z kaszy: klik!
Przedstawiam Wam Marlenkę. Jest złożona, trochę skomplikowana, ale za to bardzo słodka i apetycznie śniada. Czy jest łatwa? To zależy od zawziętości tego, który chce ją mieć. Wytrwałe starania na pewno nie pójdą na marne, bo jest po prostu wyjątkowa! :) "Marlenka" to ciasto pochodzące z Czech, choć receptura jest podobno staroormiańska. Jadane jest na całym świecie. Już podczas przygotowywania ciasto ma tak piękny karmelowo-miodowy kolor i zapach, że trudno się powstrzymać od oblizywania łyżki. Powinna być sprzedawana na receptę jako lek na chandrę. Już jeden kawałek może zaspokoić dzienne zapotrzebowanie na błogość.
CIASTO "MARLENKA"
składniki:
ciasto:
120gram masła
2 jajka
2 solidne łyżki miodu
250gram cukru pudru
łyżka sody
łyżeczka octu
600gram mąki
krem:
puszka masy kajmakowej (ewentualnie mleka zagęszczonego gotowana 3 godziny)
500ml mleka
1 budyń waniliowy bez cukru
150gram masła
dodatki:
50ml rumu
pół szklanki orzechów laskowych
gorzka czekolada
wykonanie:
1. Gotujemy budyń zgodnie z przepisem na opakowaniu i odstawiamy do wystygnięcia.
2. Wsypujemy do szklanki sodę i mieszamy z octem. Będzie się pienić.
3. W garnku, na średnim ogniu rozpuszczamy masło i miód. Następnie dodajemy cukier i nie przestajemy mieszać. Gdy masa zacznie bulgotać dodajemy jaja, a następnie sodę. To ważny moment w życiu Marlenki, więc nie można go spartolić. Należy cały czas mieszać masę, aby nie przywarła do dna. Można użyć do tego celu miksera, ale zwykła ubijaczka też wystarczy. Cukier i miód zaczną się karmelizować i z każdą minutą masa będzie nabierać ciemniejszego koloru. Moja masa była gotowa po około 5-6 minutach.
4. Zdejmujemy masę z ognia i wsypujemy mąkę. Mieszamy łyżką, a po kilku minutach gdy nieco przestygnie wykładamy ciasto na stolnice i wyrabiamy rękoma. Następnie odstawiamy masę na godzinę, aby odpoczęła i ostygła.
5. Po godzinie rolujemy ciasto na wałek, który dzielimy na 6 równych części. Każdą z nich rozwałkowujemy na bardzo cieniutki płatek, z którego wykrawamy koło o średnicy około 26 cm. Ja użyłam spodu od tortownicy jako szablonu i noża do pizzy, którym można sprawnie wykroić zgrabne kółka. Jeśli wolicie można zrobić również prostokątną Marlenkę - wówczas należy wyciąć prostokąty o wymiarach 25 na 30 cm. Uwaga nie wywalamy zrzynek - wszystkie łączymy w jedną kulę i rozwałkowujemy - nie musimy tego robić starannie bo ten płat po upieczeniu i tak będzie posiekany i wykorzystany do zrobienia wierzchu. Jeśli ciasto wystygnie zupełnie może okazać się zbyt twarde i kruche do rozwałkowania, ale spokojnie. Jest elastyczne jak plastelina. Wystarczy chwilę ugniatać je w dłoniach i po chwili pod wpływem ciepła znów zyska odpowiednią strukturę. Najlepiej rozwałkowywać płaty od razu na papierze do pieczenia - unikniemy konieczności przenoszenia ciasta na blachę i ryzyka, że któryś płat rozwali się przy transporcie lub podczas odklejania od blachy. Z papierem jest o wiele łatwiej.
6. Każdy z płatów pieczemy 6 minut w temperaturze 160 stopni, a następnie studzimy na płaskiej powierzchni. Po wyjęciu z piekarnika płaty są miękkie, ale w miarę stygnięcia sztywnieją.
7. Płaty niech sobie stygną, a my dokończymy krem. W misce rozcieramy masło, następnie dodajemy wystudzony budyń i kajmak. Całość miksujemy na gładką masę. Uwaga - jeśli nie lubicie wyjątkowo słodkich rzeczy można również zrobić krem budyniowy, taki jak do karpatki.
8. Orzechy oraz płat ze zrzynek siekamy na jak najdrobniejsze kawałeczki - najłatwiej nożem tnącym robota kuchennego.
9. Czas złożyć Marlenkę w całość. Płat ciasta kropimy rumem, smarujemy kremem, a następnie przykrywamy kolejnym płatem. I tak sześć razy. Ostatni płat również smarujemy kremem, a jego wierzch posypujemy posiekanymi orzechami i okruszkami. Na koniec rozpuszczamy czekoladę z odrobiną mleka lub masła i robimy na Marlence charakterystyczne paseczki.
Ciasto wkładamy do lodówki. Będzie gotowe do zjedzenia dopiero po kilku godzinach. Najlepiej zrobić je poprzedniego dnia. Legenda głosi, ze najlepiej smakuje na trzeci dzień, ale nie wiem czy w którymś w domu jest w stanie tyle przetrwać :)
Pn | Wt | Śr | Cz | Pt | So | Nd |
---|---|---|---|---|---|---|
1 | ||||||
2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 |
9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
30 |